wtorek, 12 kwietnia 2011

„Bitwa na głosy” – zespół Krzysztofa Cugowskiego za burtą

Trzecia odsłona „Bitwy na głosy” za nami. Poznaliśmy pierwszego przegranego. Z programu odpadła grupa z Lublina z Krzysztofem Cugowskim na czele. Guns N'Roses i „Paradise city” najmniej przypadły do gustu telewidzom. Na razie „Bitwa na głosy” to fala sukcesów ekipy Haliny Mlynkovej. Najwięcej widzów oddało na nią głosy. Kolejny był zespół braci Golców, trzecie miejsce zajął Śląsk i Piotr Kupicha. 

Emocji w trzecim starciu nie brakowało. Ale chyba największe pojawiły się kiedy Sara z zespołu Piotra Kupichy usłyszała: czy wyjdziesz za mnie. Bez jej wiedzy eksperci z Wojciechem Jagielskim na czele zrobili jej miłą niespodziankę. Jej chłopak Alan na oczach milionów telewidzów oświadczył się ukochanej. Miłość panowała na scenie, ale zasady programu są nieubłagane. Jeden zespół musiał odpaść. W kolejnych starciach żegnać będziemy się z następnymi ekipami i gwiazdami. Aż pozostanie jedna zwycięska.

Odchodzimy z pełną klasą

– Chyba nie chodzi tutaj o to, żeby śpiewać dobrze – tak werdykt widzów przyjął Krzysztof Cugowski.Przypomnijmy, że zwycięzcy otrzymają czek na 100 tys. zł. Nie dla siebie do podziału, ale na przeprowadzenie akcji charytatywnej w swoim regionie. Cugowski przyznał, że spodziewał się takiego wyniku głosowania. Jego podopieczni też przyjęli werdykt z podniesioną głową. – Odchodzimy z tego programu z pełną klasą. Zrobiliśmy imprezę i niezłą rozpierduchę – żegnali się z widownią członkowie ekipy Krzysztofa Cugowskiego. – Jesteście częścią tego programu. Zagracie w odcinku finałowym – pocieszał prowadzący show Hubert Urbański.
Halina Mlynkova i Urszula Dudziak oraz ich zespoły były w sobotę bezpieczne. W poprzednich programach zwyciężyły, co dawało im gwarancję pozostania w programie. – Czy w związku z tym mniej się denerwujecie – pytał je jeszcze przed rozpoczęciem starcia Hubert Urbański. – Pięć deko stresu mniej – odpowiedziała Urszula Dudziak.

Czas by polała się krew

 Zaczęło się pokojowo. Osiem gwiazd wspólnie zaśpiewało „It’s my life” Jona Bon Jovi. To rozgrzało publiczność. Emocje wzrastały wraz z kolejnymi wykonaniami. Takiego tłumu ta scena jeszcze nie widziała – witał wykonawców i gwiazdy Urbański. Na scenie, która może pomieścić 140 osób pojawiło się 137 wokalistów i on.

Prowadzący zdradził, że eksperci w studio nie chcieli jeszcze przyznać, który zespół do tej pory najbardziej im się podobał. – Jej specjalnością są kadencje i pasaże. Dzięki niej wiemy, że mezzosopran to nie syrop na kaszel – witał Alicję Węgorzewską. – O niej można mówić. Długo i namiętnie, choć ona sama mówi mało. Jednak jak potrząśnie włosami, to wszystkie słowa są zbędne – kłaniał się Grażynie Szapołowskiej. Wojciech Jagielski usłyszał, że jest audiofilem i prorokiem, bo wróżył wokalistom kręte ścieżki kariery.

Jagielski prosił, by więcej Hubert go nie przytulał, bo podchodzą do niego faceci na ulicy i proszą o to samo. Jego zdaniem, wczoraj powinno się skończyć poklepywanie po tyłkach. – Pierwsze dwa programy to była rozgrzewka. Czas żeby polała się krew – stwierdził. I się zaczęło.

Co dwie Amy to nie jedna

Na pierwszy ogień poszła grupa Urszuli Dudziak. Wygrała dwa tygodnie temu. – Ja się absolutnie tego nie spodziewałam, choć wierzyłam w mój zespół – mówiła o zwycięstwie. Przekonuje, że jej wokaliści odbierają na tych samych falach. Bod jej batutą zespół z Zielonej Góry zaśpiewał „Rehab” Amy Winehouse. Zdaniem Grażyny Szapołowskiej, Ula Dudziak wnosi klimat fantastycznej energii. – Tlenek węgla, czyli czad – ocenił Jagielski. Według Alicji Węgorzewskiej: świetne głosy, bo  „co dwie Amy to nie jedna”.

 W poprzednim programie nie najlepiej poszło zespołowi Macieja Miecznikowskiego. To jednak tylko zmobilizowało jego ekipę. Postanowili wykonać „Like a prayer”. Utwór, który – zdaniem Maćka – zaczyna się spokojnie, by pod koniec przerodzić się w wielkie, zbiorowe szaleństwo. Gdynianie na scenie zaprezentowali się jak zespół gospel. – Pozytywna krytyka jest budująca – oceniła nasza operowa gwiazda. Zdaniem Grażyny Szapołowskiej, niezbyt udana była choreografia. Według szefa muzycznego Radia Zet, choć sam ma na pieńku z Madonną, to wykonanie było wyjątkowe. Po występie Kaszubi zażyli tradycyjnej tabaki.

Dęte solo

Choć nie wygrał, to w poprzednim programie zespół Krzysztofa Cugowskiego się podobał. Do sobotniego występu przygotowywali się w studiu Polskiego Radia w Lublinie. Po piosence Arethy Franklin przyszedł czas na mocniejsze uderzenie. Ekipa z Lublina zaśpiewała „Paradise city” Guns N'Roses. Marta z zespołu Krzysztofa tak jak obiecała „spięła poślady” i „zrobiła ten numer”. Zdaniem Wojciecha Jagielskiego to pomogło. Alicja Węgorzewska była zakochana głosami dziewczyn z Lublina.

Michał Wiśniewski lubi wyzwania. Tym razem postanowił wziąć na warsztat „Gdy nie ma dzieci” Kazika Staszewskiego i Kultu. Podczas prób miał pretensje do swoich podopiecznych. – Wiem, że wszyscy w tym kraju się ze mnie nabijają, ale wy? – wypominał, kiedy żartowali z jego utworów. Tym razem nie było żeńskiej solówki, bo – jak tłumaczył Michał – ten kawałek to typowo męski numer. – Wy jesteście nie nie grzeczni, ale niebezpieczni – oceniała Alicja. Jej zdaniem było wszystko: show, aktorstwo, kostiumy. Miała małe zastrzeżenia co do dykcji jednego z wokalistów. Wojtkowi spodobało się solo dęte pana Waldka. Nasza filmowa gwiazda oceniła, że Michał Wiśniewski powoduje, że pijani staja się trzeźwi. Michał wyjawił, że inspiracją do choreografii pijanych rodziców było samo życie.


Gaga polskiej oper

                           Bracia Golcowie sięgnęli do echa beskidzkich gór. Byli zadowoleni z grupy. Po pierwszym występie zastanawiali się co zrobić, by grupa zaśpiewała z pazurrem. Zabrali ich w góry, by nabrali dystansu, spojrzeli z innej strony spojrzeli na wybrane utwory.  Zobaczyliśmy „Nah neh nah”  Vaya con dios w wykonaniu Cyganów z Milówki. Po występie Łukasz może mieć problemy z żoną, bo po wycałowaniu przez wokalistki została mu szminka na policzku. Jagielskiego po występie „wyrwało z butów”. Jego zdaniem, odkryciem jest 11-letnia Eliza. Energia wokalistek porwała Grażynę Szapołowską.

Natasza Urbańska w swoim zespole stosuje szkołę, którą sama przeszła u Janusza Józefowicza. Swojej grupie stawia bardzo wysoką poprzeczkę. Do głosowania na zespół jego członkowie zachęcali warszawiaków na ulicy stolicy. Nie spodziewali się, że na ich próby przy stacji metra przyjdą takie tłumy. Natasza postanowiła wybrać dla swoich pupili „Bad romance” – kawałek Lady Gagi. – Choreograficznie, świetnie! – oceniła gwiazda ekranu. Przyczepił się Jagielski. Jego opinia, że występ warszawskiego zespołu był zimny, brakowało w nim ognia, została wybuczana przez publiczność. W ocenie Alicji Węgorzewskiej, operowe doświadczenia przydały się ekipie Nataszy. – Jak was oglądałam, to sama chciałabym zostać Lady Gagą polskiej opery – stwierdziła.

Czy mogę Cię prosić o rękę?

 – Miałem takie odczucie, że kiedy wyjdą na raz, to złapią klimat – wyznał Piotr Kupicha. Lider ekipy ze śląska przewidywał, że na scenie w programie jego podopieczni dadzą czadu. Podczas przygotowań urządzili mu miłą niespodziankę na urodziny. Na scenę wyszli z mocniejszym uderzeniem i „We will rock you” zespołu Queen. Męski repertuar śpiewany przez kobietę zaskoczyła Wojciecha. Wydawało mu się, że nie da się wykonać tego numeru inaczej niż Freddie Mercury. Sara stwierdziła, że po występie opadły jej emocje. Szybko wróciły. Nie spodziewała się, że przed milionami widzów oświadczy się jej jej mężczyzna – Alan. Odpowiedź była „tak”.

Na ostatnim, wydawało by się, że najgorszym miejscu wystąpiła Halina Mlynkowva. Ona miała jednak immunitet i nie groziło jej „odpadnięcie”. Przyznaje, że zwycięstwo śni jej się po nocach. Czuje do tej pory ściskające ręce dziewczynek przed ogłoszeniem werdyktu. Choć jest spokojna o swój udział w programie, to uważa, że decyzja telewidzów z poprzedniego programu tylko zmobilizuje jej ekipę. Zespół Haliny zaśpiewał piosenkę Leonarda Cohena „Hallelujah”. – Piękna stara piosenka – tylko tyle zdołał powiedzieć szef muzyczny Zetki. – Nie trzeba skakać, tupać i krzyczeć. Halina udowodniła, że i spokojnie może być pięknie – oceniła Grażyna Szapołowska. – Wzruszyłam się. Brakowało mi trochę słów, bo to piosenka poetycka – mówiła Alicja.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz